[2017-01-12]
Zjeżdżając z tej stromej górki zaliczam bolesny lot przez kierownicę.
Ta latarnia działa.
Na końcu półwyspu Cayo Juitas są knajpki i dużo turystów. Nie ma tu żadnych noclegów. Wszyscy dojeżdżają z Viniales.
Biwakujemy w lesie nad morzem.
[2017-01-13]
Docieramy do Mantua. Jest tu dobre zaopatrzona apteka. Pomimo odniesionych ran -rozwalony łokieć i kolano- da się przeżyć.
[2018-01-15]
Jedziemy już na wschód. Uśmiechnięci serdeczni lokalesi częstują nas owocami i rumem. Może w Pinar del Río uda się coś więcej napisać.
Spotykamy japońską rowerzystkę z Hiroszimy. Jedzie sobie dziewucha z San Francisco dziewięć miesięcy.
Gospodarz u którego nocujemy ma w garażu takie coś:
Sklep w La Fe. Są trunki z Europy.
Takich punktów z napojami i kanapkami jest dużo. Chleb z szynką kosztuje 5 peso, domowe napoje i soki 1 peso (1 USD = 25 peso).
Spotykamy Steve’a. Gość z Kanady przejechał Kubę na dziesięcioletniej ośmiokilowej kolarzówce kilka razy.
Na sztelach są tu napoje jak u nas.
[2018-01-16]
W Pinar del Rio koło uniwersytetu jest sanatorium z oddziałem dla polskich rowerzystów. Robimy dzień przerwy. W pokoju nie ma meszek. Ilość tych latających potworów jest gigantyczna. Na rękach i nogach mam z tysiąc swędzących ukąszeń. Wczoraj w aptece kupiliśmy jakiś krem i jest lepiej.
Słuchamy rządowych wiadomości w Trójce. Naczelny kurdupel hace un gran desastre.
La Rehabilitacia.
La Fiesta.
Konstrukcja karuzeli oparta na moście z Ziła.
Konny tramwaj i piękny klasyk.
A to czym my się poruszamy. Po lewej mój elektryczny rower wyposażony w klasyczne gumowe koła w rozmiarze 28 cali (model Dziad II), dla wygody pozbawiony korb, baterii i napędu. Po prawej koło od Pitra. Dziecięcy rowerek czeskiej marki AcStar.