MONGOLIA (1 USD= 1600 Tugrików, litr paliwa 1900 t., w stolicy już 1720 t., 2 litry piwa w plastikowej flaszce 4500 tugrików, są bankomaty na MasterCard i Visę, bez problemu też się płaci kartą za paliwo)
2013-09-04
Tu asfalt się kończy. Granica z Mongolią. Ruski żołnierz sprawdza paszporty i otwiera bramę zamkniętą na drucik. Takie druciki w bramach oddzielają też Kirgistan od Tadżykistanu, po obu stronach. Granca z Chinami -w tamtą stronę- była zamknięta na łańcuch z kłódką. Przy powrotnej robiliśmy sobie zdjęcia w tamtejszym kiblu. Urealnienie klopa z mroczych gier komputerowych. Chyba dodam parę fot…
Dojeżdżamy do granicznego check-point’u Mongolskiego, czekam 40 minut na podpis na jakieś małej karteczce gdzie miejsc na podpis jest pięć. W międzyczasie gość w okienku otwiera i zamyka sześć różnych zeszytów i w końcu coś wstukuje w komputer.
Nie wyprowadzam go z błędu iż prezytent miasta Katowic jest właścicielem auta, a jest to pierwsza i najważniejsza informacja w dowodze rejestracyjnym.
Kobitka w porzednim okienku pyta o datę urodzenia w paszporcie bo miesiąc zamiast cyferkami jest skrótem miesiąca: MAJ. Ale aby było łatwiej jest też /MAY, co daje razem MAJ/MAY.
Wszędzie na świecie gdzie byłem datę urodzenia pisze się tylko cyferkami i jest git, ale u nas jest inaczej… Dobrze że ci co wymyślają dokumenty nie podróżują, jest zabawniej.
Zainstalowałem małą flagę na dachu. Nie jest to by najmniej objaw tęsknoty za krajem.
Jak dobrze jest nie wiedzieć co się u nas dzieje, kto się z kim kłóci, itd…
Za granicą wymieniamy 200 USD na 320 tyś. tugrików. Mijamy hotel..
Wybieramy bardzo rzadko uczęszczaną północną drogę do Ułan Bator.
Gość na motorze pokazuje nam drogę, twierdzi że tylko jedna z wielu ścieżek jest przejezdna i widział iż wielu zawracało. Zaprasza nas do swojego domu.
Po kwadransie jesteśmu już ich rodziną. Na pożegnanie dają nam małe dzeci do ucałowania. Dziadek żegna się ze mną jakbym szedł na wojnę. Kobitki dostają od Kasi lekartswa i kremy, apteczka jest lżejsza o ok 50 kg.
Przeprawiamy się przez szerokie koryto rzeki. Kilka brodów, woda na maskę się wlewa tylko raz. Przewodnik przed pierwszą wiekszą rzeczką inkasuje 50 USD i się rozstajemy.
Jedziemy dalej błądząt trochę, gdy zapada noc widzimy w górach na horyzoncie światła aut i wiemy gdzie nazajutrz jechać. Nie ma już przymrozków.
2013-09-05
Cudny biwak był to. Kijek na kiełbasę wyrzeźbiłem z kolczastego krzoka. Nawigujemy przy pomocy tradycyjnego kompasu z papierową mapą i androidowego gmapka. Na gmapku są tylko większe miasta ale zarys drogi, jeziora i rzeki pozwalają na łatwe porównanie z mapą papierową, która jest jednak dużo dokładniejsza (choć nie zawiera współrzędnych). Ozi’ka (www.oziexplorer.com)wykorzystujemty tylko do mierzenia wysokości i dokładnego określania naszej pozycji w stopniach. Nie korzystamy ze skanów map i zakuponych plików w www.mapstor.com które są bardzo dokładne (pozdro dla Artura)
Śniadanie jemy nad jeziorem Uureg przy jedynym drzewie i zabudowaniu:
Jadymy dalej, są nawet drogowskazy:
Koło południa dojeżdżamy do Ulaangom, po drodze spotykamy Angola na motorze.
Są tu bankowaty i za benzynę też można płaćić MasterCard’ą.
W punkcie inforamcji turystycznej pracuje amerykanin, wolontariusz. Idzemy razem kupić modemik z netem za 100 000 tugrików. Pracuje tu już ponad rok.
Do następnego miasta 680 km. Pierwszy raz nalewamy paliwa do kanistra. Zaczyna odpadać tylne prawe nadkole.
Już po zachdzie słońca dojeżdżamy do pierwszych mongolskich drzew (ok 40 km przed Tes). Robimy ognicho i pieczemy kiełbachę o nazwie krakowskaja, jeszcze z Rosji. Za nami kolejne 400 km.
2013-09-06
W Mongolii średnio 300 dni jest słonecznych. Przyjedziemy tu koniecznie z dziećmi na wakacje nad morze (zamiast do Chorwacji). Od paruset kilometrów świeci się w aucie jakaś czerona lampka, przekreślony siedzący ludzik, może w Seulu coś na to poradzą…
Cudny to kraj i te góry i pustkowia…. Przejeżdżamy 315 km.
Z nudów budujemy piramidę z kamieni:
2013-09-07
Robi się swojsko. Mijamy czarne bociany wcinające jakieś zwłoki:
Dalej zaś góry:
Rano docieramy do Mörön, jemy śniadanie w hoteliku Edel Weiss. Jest WiFi. Ściągam kolejne mapy na gmapka Androidowego.
Codziennnie spotykamy na drodze zaledwie parę aut.
Spotykamy tu grupę niemieckich starszych turystów jadących wynajętymi landcruiser’ami na pustynię Gobi. Pytają skąd i po co. Robią sobie z nami zdjęcia, podpisujemy im jakąś książeczkę.
Tankujemty i spotykamy na szteli pierwsze dzielne landryny… na zdjęciu reklamy oleju Mobil 1:
Za wiochą łapiemy gumę i wracamy do wulkanizatora. Na założonym kole (uszkodzonym jeszcze w Tadżykistanie) z dętką jest buła przy feldze, zobaczymy ile wytrzyma.
Dalej droga jest w budowie ale jest już ok 60 km asfaltu.
………..
Dzwoni Irena do Kfiatkofskiej, ból w kszyżu i moher za hłodny na mongolie, Kfiatkofska coś radzi (pozdro dla Wysokena…).
……….
Od wielu tygodni kurzu w aucie jest tyle że zegary i cyferki w radiu są widoczne po przetarciu -brudnym- paluchem.
Obiado-kolację jemy w malej dziurze. Zapomniałem dopisać pod Bon Appetit: Noto smmacznego
W sklepach jest dużo polskch produktów, zwłaszcza słodyczy.
Jest nawet sztela:
Chcemy pomóc ale kolesie nie kumają o co nam chodzi:
O zmroku docieramy do Khutag-Undur, dogania nas burza. Jest tu fajny hotelik.
Po sześciu dniach biwakowania jest prąd i prysznic (pokój z łazienką 60 tyś. tugrików). Błyska się, grzmi i zaczęło zdrowo lać, fajnie bo nie będzie tyle kurzu na drodze. Necik łazi wolno ale łazi. Zasięg komórkowy jest tu tylko w miastach i większych wiochach.
Kanister ciekł i skrzynki z gratami na dachu są upieprzone. Tak naprawdę to kanister jest niepotrzebny (Macieju potwierdzam). Leje za oknem. Czas spać.
2013-09-08
Od rana pada. Widok z okna hoteliku.
Można tu wynająć jurtę z piecem.
Dojeżdżamy do Bulgan (340 km do Ułan Bator). Po całonocnych opadach droga dla plaskaczy robi się nieprzejedna. Spotykamy ludzi śpiących w aucie. 3 stopnie, pada deszcz ze śniegiem.
Dalej wioska której nie ma na mapie.
Skracamy sobie drogę, jedziemy korytem rzeki. Docieramy do drogi.
Spotykamy Niemców z Niemiec mających problem z autem. W ich niemieckim aucie pękła jakaś paskudna niedobra niemiecka część. Obok ognisko, widać że są tu dłużej. Są już jakieś lokalesy i działają.
Przed zmrokiem zatrzymuje nas gość z ciężarówy. Konieczne chcą aby ich wyciągnąć, pokazuję że nasze auto jest za małe ale próbujemy wyciągnąć ich do tyłu a potem do przodu, oczywiście bez efektu. Toyka tylko przesuwa się. Ciężarówa ma kompletnie łyse opony.
Nie chcąc im robić przykrości wypijamy z nimi flaszkę wódki. Jest ich czterech ale co druga kolejeczka jest dla nas.
O zmroku biwakujemy przed Bayankhangai.
2013-09-09
Rano wychodzi słońce. Nie działa sterowanie tylnym zawieszeniem i tyłek auta podskakuje jak piłka, na szczęśnie mamy ostatnie 5 km offroadu.
Dojeżdzamy do asfaltowej drogi i po 80 km docieramy do Ułan bator.
Od Biszkeku -gdzie zostały dzieci- zajęło nam to 11 dni,przejeżdzamy ponad 4 tyś. km, od granicy z Rosją 1400 km cudnego offroadu.
W Ułan Bator jeżdżenie autem nie ma sensu, wszytkie ulice są kompletnie zakorkowane. Jest chłodno, ok 10 stopni.
Spotykamy wreszcie nasze dzieci i idziemy pieszo do ambasady rosyjskiej załatwić dla nich wizy. Żeby było łatwiej ta placówka pracuje aż godzinę dziennie. Zaproszenia nie dało się tu załatwić. Dosłał nam je mailem Siergiej z firmy Warmos z Warszawy (pozdrawiamy !).
Mamy jutro przyjść zapytać. Dzieciory znajdują sklep z Lego. Zostawiamy 69 tyś. tugrików.
LandCruiser’ów i podobnych im Leksusów jeździ tu mnóstwo.
Jadę do myjni. Jest poczeklania z wifi i kawą. Zagaduję lokalesia który przyjechał wielkim trenowym Leksusem czy wie gdzie jest serwis Toyki. Z angielkim tu kiepsko ale po chwili mówi do mnie po rosyjsku i łatwo się porozumiewamy. Gość wykonuje parę telefonów, zapisuje telefony i adres serwisu i daje mi słuchawkę. Kobitka po drugiej stronie mówi po angielsku.
Podczas trzygodzinnego pobytu w myjce podchodzi innny lokales -przyjechał podobnym wielkim Leksusem- i mówi dzień dobry po polsku. Był u nas 6 miesięcy. Podchodą pracownicy myjki, pokazuję na gmapku skąd i którędy przyjechaliśmy. Za wszystko płacę kartą 40 tyś. tugrików.
Zostajemy w hotelu z dziećmi, 20 USD za noc. W centrum miasta nowe wysokie hotele, od 140 USD za noc. Robi się ciemno, słuchamy w tonacji trójki, jesteśmy 6 godzin do przodu.
2013-09-10
Wyruszam na poszukiwanie serwisu. Ułan Bator jest podzielone na ponumerowane dzielnice o nazwie KHOROO. Seriws jest w KHOROO 20. Parę zaytanych kolesi nie wie gdzie to jest. Spotykam rowerzystę na Cannodale’u. Nie gada po angielsku ale dzwoni do jakiegoś gościa i podaje mi telefon. Tłumaczę o co chodzi i oddaję telefon.
Pakujemy jego rower do auta i jedziemy razem do serwisu wg jego wskazówek.
Gość ma bike shop i pokazuje na gmapku gdzie to jest. W moim rowerze przednia felga jest do wymiany. Próba wycentrowania w jeszcze w Biszkeku nie daje efektu.
Porzucam auto w serwisie i jadę na bike’u w miasto. Znajduję Bike Shop:
Gość starował w Mongolia Bike Challenge http://www.mongoliabikechallenge.com/
Można tu pożyczyć rower, wybór fuli wszelakich marek jest powalający. Centruje koło i żadna wymiana felgi nie jest potrzebna.
Wracam po południu do serwisu. Przyczyną problemu jest odłączona rurka z kompresora. Poluzowaną końcowkę łączymy, owijamy skoczem i zawiecho idzie w górę. Sugerują wymianę paru części -złączek- ale jedyne wyjście to sprowadzenie ich z Europy.
Jeździ tu tysiące Landków ale pneumatyczne zawieszenie -gośc twierdzi- jest rzadością, pomimo że mnóstwo aut jest ściągniętych z Japoni i ma kierownicę po drugiej stronie. Zaglądam pod identyczne auto ale marki Leksus, ma takie same zawieszenie.
2013-09-11.
Opuszamy Mongolię.
Na granicy w okienku gość znowu ma wątpliwości kto jest właścicielm auta w dowodzie rejestracyjnym (ja czy prezydent miasta Katowic).
Jest mały mongolski duty free shop. Kupujemy litrowego Laphroaig’a, winka i orzeszki, w sumie za 99 USD.
ROSJA (1 USD=30 Rubli , 30 rubli za litr paliwa, są bankmaty).
Zaczyna się Burjacja będąca już częścią Syberii. Docieramy przed zmrokiem do Kjachty, pada i wybieramy hotel choć w mijanych górach są cudne sosnowe lasy. Kupujemy chleb, kawior, szable do szaszłyków i wędzoną rybę na kolację. Ceny hoteli nieadekwatne do standardu, 50 USD za trójkę.
Rufek! to dwa dni spóźnienia – a dzieciaki czekają?
Kasiu, rozumiem że woda na masce to romantyzm prawdziwy. Dziękuję za krtkę z Lashy.
Prosze numerować “gdzie jesteśmy” po kolei – bo się myli – teraz ma być nr 3.
No i zdjęcia,zdjęcia, zdjęcia…….
Narka
jednak te toyoty to szajs
trza było jechac landryną
pozdrawiam
Wodzu,
nie martw się – wrócą landryną
Narka
“Sledzimy” Was na biezaco i zazdroscimy ;-).
Dzieki za kartki.
Kocham Was!!
Piękne zdjęcia, super przygoda(jak do tej pory). Jak się jedzie bez dzieciorów?
Ta Mongolia to ciekawy kraj.
A u nas. Grzybki, śliwki, ogórki i takie tam.
Ciesze się Rufinku, że jadłospisu nie zmieniłeś – kiełbaski z ogniska to pewne danie.
Narka
Pięknie :-) Pięknie :-) Pięknie :-) Aż serce się kroi. Widzę Was na tych mongolskich bezdrożach. Rewelacja. Jest czad, nie??? Jakby zatrzymał się czas… Na banknotach Czyngis-Chan? Jurty, gery. I te drogi przez rzeki… Hemingway by się ucieszył :-)
Powoli zaczynam dostrzegać, czego Wam brakuje… – MASZYNKI DO GOLENIA :-)
3majcie się i byle na wschód ;-) Na Władywostok!
No to się cieszę że już razem jesteście.
a le Leksusy to ściema to sa (na pewno) przerobione Łady
Narka
Mnie się najbardziej podobają czarne bociany!!!!! :)) Pięknie nastroszone… ;)
Dzięki za kartkę z Lhasy ;) Poproszę o jeszcze jedną z Japonii dla mojej Marty! Pozdrowionka.
Rufek, zostaw te Leksusy.
Kup Landrynę i podróż dokończ w radości i komforcie.
Całusy dla dzieciorów
Narka
No nie moge sie nadziwić że w końcu tyle napisałeś .
No i widze że ci broda nie siwieje ( a przynajmniej nie za bardzo )
brody przypadkiem nie likwiduj , bo tu w europie jak i w obu amerykach jest teraz bardzo modna :-)
Jestem z Tobą Ojcze Chrzestny.
Brody sa teraz “trendi”
ale Rufek to brodę ma z lenistwa nie z “lansu”
Narka
Trzymajaca w napieciu relacja z Waszej drogi i spontanieczne zdjecia to dla nas Mongolia reloaded. Tylko, ze mysmy jechali po tych dziurach Oplem, Hyundajem…i na wielbladzie.
Trzymajcie sie i szeroka droga, G.D.D.I
Rufinku, nie miałam pojęcia, że masz aż taki zasób słownictwa :) Jestem pod wrażeniem. Uściski dla wszystkich!
No brawo. Francuskie alkohole.
No i nie wiedziałam że Rufek jest Prezydentem Katowic.
Może jakieś słówko o żonie, dzieciach, i innych podrożujących
Narka
Hi
Looks like your trip is progressing well.
I am the mad English man in the photo in Mongolia !!
Keep safe Adrian