[Kolumbia 1 Czas PL-7h, 1 USD=2750 do 2900 COP tj. Pesos. Dizelek od 6500 do 8000 pesos za galon]
[2017-06-26]
Villa de Leyva.
Ruszamy do Bogoty.
Niecałe dwie stówy i docieramy do stolicy leżącej wśród stromych wzgórz na wys. 2650 m.
[2017-06-27]
Bogota o poranku. Na środku prawego zdjęcia widać arenę korridy.
Mały poranny POM. Muzeum złota.
Złoty cychalter tj. cycenchalter (korekta by Don Roberto H.).
Zapraszam na mRoofki na Gibasy.
Ruszamy na zachód w na wulkan Nevado del Ruiz leżący już w paśmie gór Cordillera Central. Uczono nas że Kordyliery to góry ciągnące się -od cieśniny Beringa po Panamę- tylko w Ameryce Północnej a jest inaczej (piszą o tym też na Wikipedii tutaj).
Po czterech godzinach jazdy i 150 km obniżamy się do wys. ok. 300 m npm. i przekraczamy największą rzekę Kolumbii Magdalenę w mieście Honda. Rzeka oddziela pasmo Cordillera Oriental od Cordillera Central. Robi się znowu bardzo gorąco.
Zatrzymujemy się w Mariquita. Jechaliśmy tędy.
[2017-06-28]
Dalej w górę.
Wznosimy się na 3600. W każdej nawet najmniejszej wiosce są knajpki i hoteliki.
Podjeżdżamy pod wulkan Nevado del Ruiz w parku narodowym Los Nevados na wysokość 4450 m. Lokalesi płacą za wstęp 10 tyś peso a my 28,5 tyś. ?! Może by tak też u nas podnieść ceny dla Kolumbijczyków (i nie tylko) !
Pod sam krater nie można podjechać -i podejść- bo droga jest zamknięta.
W 1985 roku erupcja spowodowała jeden z największych kataklizmów w XX wieku, stopiła się pokrywa lodowa na szczycie. Zginęło prawie 30 tyś. ludzi. Piszą o tym tutaj.
Zjeżdżamy w dolinę małym off-road’em tędy. Po drodze są gorące źródła.
Hotel Termales del Ruiz. Siarkowa woda ma z 50 stopni.
Kilometr niżej mały kemping. Są zadaszone miejsca na namioty.
Ruszamy dalej do Manizales i dalej w góry. Jechaliśmy tędy.
[2017-06-29]
Biwakujemy w górach na wys 2100m na małym kempingu La Serrana koło Salento.
Szukając farmy kawy zjeżdżamy w dolinę rzeki Rio Navarco (cudne rejony na włóczęgę MTB).
Farma kawy (tu). Hodowla wygląda następująco: ziarna dojrzałych czerwonych owoców są sadzone w ziemi, najlepsze trzytygodniowe sadzonki są przesadzane i z nich powstaje materiał na drzewka.
Już po roku krzewy owocują jednak najlepsza kawa jest zbierana po trzech latach. Drzewka rosną do siedmiu lat ale po pięciu latach są obcinane.
Maszyna wyłuskuje ziarna które są później płukane w wodzie.
Tradycyjne suszenie w słońcu. Kolumbia jest trzecim największym producentem kawy na świecie -i czwartym pr. kakao- a wg. gospodarza pierwszym pod względem jakości.
Zbiór odbywa się wyłącznie ręcznie. Zbieracz poradzi zebrać do 250 kg dziennie. Płacą tu 450 peso za kg.
Najwyższe plamy na świecie w El Bosque De Las Palmas.
W Armenii zdobywamy klocki hamulcowe. W serwisie Toyoty gość czystą angielszczyzną podaje cenę 180 w jakichś egzotycznych europejskich EUR, 300 metrów dalej kupujemy za 160 tyś lokalnych peso (ok 55 $).
Docieramy pod park narodowy Natural Farallones de Cali do miasta Cali. To już Kordyliery Zachodnie (tj. Andy). Park sięga aż po Pacyfik.
[2017-06-30]
Naprawiamy hamulce w Cali.
Cali.
Numery rejestracyjne na bokach aut i kaskach.
Ruszamy w góry na południe.
Nocujemy na wysokości 3550 m. w schronisku pod wulkanem Purace w parku Termales de San Juan de Pilimbala. To gdzieś tutaj.
Poznajemy pochodzącego z Belgii Borysa który jest tu wolontariuszem. Podróżując przez Meksyk -biedak- się zakochał i tak we dwójkę tu pracują od dwóch tygodni.
Jadymy dalej górami w kierunku La Platy i San Augustin.
W Belen jest nawet sztela.
Magdalena raz jeszcze.
[2017-07-01]
San Augustin. Trwa tu jakaś fiesta.
[2017-07-02]
Leje od rana.
W strugach deszczu docieramy do Mocoa. Na mapie maps.me są dwa kempingi za miastem. W jednym nie qumają o co nam chodzi a drugie miejsce to jakiś mały aquapark.
Ktoś wie co to za znak ? Ruch jest tu znikomy. Dwie godziny czekamy na odblokowanie drogi z powodu wypadku.
Nocujemy w mieście.
[2017-07-03]
Ruszamy do granicy z Ekładorem tędy. Odcinek do San Francisco zwany Trampolín del Diablo uchodzi za jedną z najbezpieczniejszych dróg na świecie. Piszą o tym tutaj.
Może uda się dzisiaj opuścić Kolumbię… Na ra…
Ciekawie było ale nic z tego nie wyszło. A było to tak:
Na podjeździe spotykamy parę francuskich rowerzystów. Jadą z Ushuaia na Alaskę już trzeci rok… Szaaa Cuuun !
Pomagamy lokalesowi naprawić drążek. Bierzemy na pokład część jego rodzinki i tym sposobem kierowca jedzie dalej.
Osiągamy przełęcz. Jest tu knajpka. Podjechaliśmy ok 30 km, 2 tyś. m wyżej. Ściana deszczu.
Tu jeje od rana i kawałek dalej jest spore osuwisko. Kilka mniejszych mijaliśmy po drodze.
Ludzie ręcznie z pomocą dwóch maczet próbowali to przekopać. Włączamy się do roboty. Próbujemy jednocześnie oboma wyciągarkami wyrwać blokujący zator pień ale nie da rady, wózki tylko się przesuwają.
Lokalesi mówią że jest święto i żadne służby dzisiaj nie pomogą. Zarządzamy odwrót tym bardziej że motorowerzyści którym udało się przenieść swoje jednoślady mówią że dalej jest jeszcze jedna podobna przeszkoda. Na wąskiej drodzie zrobił się niezły chaos i robimy z tym porządek. Mamy fajne filmy ale nie da rady ich tu wciepnąć.
Trafiamy już po zmroku do hotelu Juan Pablo II za Mocoa. Właściciel powiada że na wiosnę tego roku osuwisko zmiotło kawał miasta Mocoa (Avalancha en Mocoa), zginęło tysiąc ludzi.
Rodzice właściciela byli w Rzymie i stąd ta nazwa.
[2017-07-04]
Ruszamy do stolicy Ekładoru Quito (tędy). Granicę będziemy przekraczać od strony Amazonii.
Za Santa Ana asfalt się kończy i wbijamy się w spokojną kolumbijską wieś.
Na horyzoncie ukazują się kolejne wysokie góry. Jakieś pasmo Andów.
Przejście graniczne na rzece Rio San Migel.
Opuszczamy Kolumbię.
VERTE do części 13 Ekłador…
nie pisze się cychalter ino cycenchalter ;-)
a tak z innej beczki …. to ty nie miałeś już wracać ?
pozdrowienia dla załóg
… nieśmiało proponuje, że może by tak Szanowny Kolega przywiózł odrobinę kolumbijskiej kawy (a nie tylko owady), podelektujemy się na Gibasach :)
Uściski i wracajcie bezpiecznie :)
Nic tam nie pijecie? Żadnego odzewu zadzwoń w piątek w nocy to napijemy się razem!
Poka i w trąbeczkę!
Znak: Circulation con luces bajas….moje tłumaczenie..:ruch na opuszczonych światłach.
Pomogłam?:)
Nooo… w końcu jakieś “prawdziwe” przygody :-)
uważajcie tam tylko coby po tym sukcesie w regulacji ruchu , was tam na stałe nie osadzili do tych czynności ;-)
pozdro i … w trooommmbbbeee !!