[2017-09-18]
Się kręci tylne koło z urwanymi sześcioma szprychami. Jest ósema i zaczyna zahaczać o ramę. Przerzucam graty do przednich sakw i jakoś idzie. Na razie nie kombinuję z centrowaniem aby tego co jest nie zepsuć.
Słuchamy Radia Teheran w Trójce. Prowadzący Pan Bartosz przekazuje nasze pozdrowienia.
Do stolicy już niecałe 800 km. Ruszamy do Tsakhir tędy.
Przed nami ok 100 km i najwyższa przełęcz na tej wyprawie. Ponad kilometr wyżej na wysokość 2550 m npm.
Przymrozek. W zimie jest tu ponad 40 stopni mrozu.
Nasz gospodarz Tombgong mówi trochę po angielsku i ma polskie korzenie. To syn uchodźców z krakowskiego przedmieścia (koło pałacu prezydenckiego). Jest księgowym. Ukończył z wyróżnieniem czteroletnią akademię ekonomiczną w Ułan Bator.
Tombgong jest dzisiaj bardzo elegancki. Jak wielu gigantów ekonomii jedzie właśnie odebrać krzyż walecznych przyznany przez forum ekonomiczne w Krynicy Morskiej.
Internet Cafe.
W dół rzeki Ider…
Tu nikt się jeszcze nie wspinał.
22 km na dół wzdłuż rzeki i dalej 47 km męczącego podjazdu na przełęcz 2550 m.
Jest zbyt pięknie aby sobie tak po prostu jechać. Robimy półgodzinny postój oparci o wygodne słupki gapiąc się w górski horyzont. Odkrywam wreszcie jak robić panoramki w nowym aparacie ale wychodzą nieostre.
Na 40-tym kilometrze jest jakaś knajpka. Kupiony okazyjnie na Allegro aparat Nikon S9600 zawodzi. Panoramki i małe zbliżenia są nie ostre. Zużyłem takie dwa podczas podróży “dookoła” i robiły cudnie. Sprzedający aparat palant pewnie o tym wiedział.
Opuszczone zabudowania po prawej.
Oficjalny początek Tarvagatai Mountains. To najwyższa część naszej wycieczki.
Gramolimy się przez piękne modrzewiowe lasy w górę.
Niezgnity oryginał 200 !
Fajny drewniany dom z altaną, 4 km przed przed przełęczą.
Tych pięknych lasów nie dotkną ministerialny geniusz. Są pełne szyszek.
Już mi się nie chce… a tu jeszcze 3 km i 250 w górę…
Po 17-tej osiągamy przełęcz, ok 2550 m npm.
Potem trzy dychy na dół do Tsakhir.
Siedem km za przełęczą zaczyna się znowu asfalt. Mkniemy ponad cztery dychy km/h w dół.
Tsakhir to kolejna cudna lokalna wiocha.
Jest sklepik. Dwóch spotkanych policjantów pomaga nam w znalezieniu noclegu.
Dostajemy michę do umycia nóg i gotujemy jajka na śniadanie.
A i włączam komentarze..
Pan Tombgong bardzo przystojny! :)
Piękne widoki i wszędzie pusto, tak jak lubię…
Miłego dzionka chłopaki! ;)